Nasze emocje nie powstają w próżni, nie biorą się z niczego, ot tak po prostu. To jak się czujemy i zachowujemy zależy od tego, jakie znaczenie nadamy sytuacji, czyjemuś zachowaniu, jakiejś wypowiedzi, minionym wydarzeniom i tym, które czekają nas w przyszłości. Nasza interpretacja tego, co się wokół nas dzieje określa to, jak postępujemy i jakie odczuwamy emocje. Nie ma obiektywnie radosnych czy smutnych sytuacji. Zapytacie jak to? A ślub, narodziny dziecka, czy śmierć kogoś bliskiego? Czy te sytuacje nie są jednoznacznie zabarwione pozytywnymi czy negatywnymi uczuciami? Otóż nie!
Wydawać by się mogło, że ślub to wydarzenie obiektywnie szczęśliwe i powinno być przezywane z radością? A co jeśli w gruncie rzeczy panna młoda ma obawy, czy wyjść za tego właśnie kawalera, ale brnie w sytuację dalej, ponieważ nie chce zranić rodziców, którym bardzo podoba się jej narzeczony? Narodziny dziecka? Jeśli dziecko jest chciane i upragnione to oczywiście jest to wydarzenie doniosłe i niezwykle radosne. A jeśli jest inaczej? Śmierć kogoś bliskiego może być przeżywana ze smutkiem. Jednak również możemy jej doświadczać z poczuciem ulgi, jeśli na długo przed śmiercią tej osoby musieliśmy się nią cały czas zajmować, a sam proces umierania był dla tej osoby niezwykle trudny i pełen cierpienia, na które to cierpienie patrzyliśmy każdego dnia.
Na przykład, kiedy patrzymy na stół, to możemy być zgodni jedynie, co najmniej do tego, że to stół (choć czasem i tutaj możemy się różnic w ocenie). Jednak dla każdego z nas będzie to inny stół, dlatego, że widzimy go z innej perspektywy. Ta perspektywa – indywidualna i właściwa tylko nam i nikomu innemu, to swoiste „okulary”, czyli sposób, w jaki patrzymy na świat, który nas otacza i jakie znaczenie nadajemy sytuacjom i zdarzeniom, których doświadczamy.
A wszystko zależy od okularów, które aktualnie nosimy, czyli od tego jak nazywamy zjawiska i rzeczy. Okazuje się, że każdy z nas ma wiele różnych rodzajów „okularów” – czyli sposobów interpretowania i nazywania sytuacji – różowe, czarne, na wyjątkowe okazje, te noszone tylko w zaciszu własnego domu, przeciwsłoneczne… Często zakładamy jakiś rodzaj okularów dość automatycznie, nie zastanawiając się nad tym, dlaczego nosimy akurat te a nie inne. Dopiero po czasie orientujemy się, że w domowych okularach właśnie wędrujemy na zakupy, a przeciwsłoneczne nosimy nawet w pochmurny i dżdżysty dzień.
Kiedy popełnimy jakiś błąd zwykliśmy zakładać okulary „jestem do niczego”, „niczego nie potrafię dobrze zrobić”. A gdybyśmy tak spróbowali wybrać z naszej palety okularów inne, np. „jestem w trakcie uczenia się i mogę popełniać błędy”, albo „dopiero odkrywam to, w czym mogę być dobry, więc mogę popełniać błędy”. Często zakładamy również okulary „jestem zamknięty w sobie”, „jestem słaby”, „nie dam rady”, „nie poradzę sobie z tym”… Może warto byłoby zakupić, jeśli jeszcze ich nie posiadamy, okulary „jestem wrażliwy”, „jestem ostrożny”, „jestem refleksyjny”, „spróbuję”, „wykorzystam w tej sytuacji wszystkie swoje umiejętności, a jeśli się nie uda to trudno”?
Zwykliśmy mieć też tendencje do zakładania jakiegoś typu okularów częściej niż innego. Jest to związane przede wszystkim z naszym doświadczeniem, które wynosimy z domu rodzinnego, ale też z systemem wartości i norm, w którym wzrastaliśmy, od opinii i komentarzy na nasz temat, które słyszeliśmy w dzieciństwie i słyszymy aktualnie, a w oparciu, o które zbudowaliśmy swój obraz samych siebie. Na naszej osobistej półce z okularami mogą dominować tylko czarne, a brak na przykład tych na wyjątkowe okazje. Często owe okulary, ten jeden typ, prowadzi nas – jak swoisty przewodnik – przez życie tylko jedną drogą, na której wcale nie czujemy się szczęśliwi, jednak trudno nam – z powodu właśnie tych okularów – dostrzec inną.
Psychoterapia może być szansą na wzbogacenie repertuaru posiadanych okularów oraz szansą na nabycie umiejętności, by wybierać z tego repertuaru świadomie i refleksyjnie te, które chcemy, a nie automatycznie te, które czujemy, że musimy.